

W Dolinie Godryka od świtu panowało spore zamieszanie; w sennym zazwyczaj miasteczku zaczęli zjawiać się czarodzieje z całej Wielkiej Brytanii. Przylatywali na miotłach, przyjeżdżali w najwymyślniejszych pojazdach, lądowali na miękkiej trawie ściskając kurczowo świstokliki, czy wreszcie pojawiali się w kłębach dymu w kominkach podłączonych do sieci Fiuu. Odziani w mniej lub bardziej tradycyjne szaty podążali całymi procesjami w stronę Kniei Godryka, gąszczu oblanego świeżą zielenią, gdzie szum wiatru łączył się z ptaszęcymi trelami w miłej dla ucha harmonii. Nietrudno było odnaleźć właściwą drogę – do samego serca lasu prowadziła oświetlona lampionami ścieżka, przyozdobiona także kolorowymi wstążkami, gałązkami głogu, a także niezliczoną ilością kwiatów, porastających łąki wokół Doliny. Wreszcie, po dość długiej, lecz niezwykle przyjemnej wędrówce, ich oczom ukazywały się głazy z wyrytymi nań runami; milczący strażnicy polany spowitej w złocistym blasku poranka, gdzie miały obywać się uroczystości. Zaklętego miejsca sabatów, ukrytego przed oczami mugoli.
W samym jej centrum znajdowało się ognisko – największe palenisko, którego rozedrgane płomienie sięgały wysokości kilku metrów. Wokół niego rozstawiono liczne stragany i wozy, wielobarwne stoiska, na których znaleźć można było wszystko; od jedzenia i alkoholu, przez biżuterię, zabawki i inne magiczne przedmioty, po gry i wróżby. Nie ulegało wątpliwości, że każdy czarodziej, który tego dnia przybył do Doliny, znajdzie tu coś dla siebie. Wszystkie stoiska zostały odgrodzone od siebie taśmą, zaś przejścia pomiędzy nimi były wystarczająco szerokie, aby uniknąć tłoku. Bliżej straganów z jedzeniem ustawiono także namioty, pod którymi znajdowały się podłużne stoły i ławki, przy których spożyć można było posiłki. Bliżej głównego ogniska znajdowały się natomiast słupy majowe – część z nich przystrojono wstęgami i girlandami z kwiatów, jednak na większości z nich dekoracje miały dopiero zawisnąć. Na polanie rozpalono także wiele pomniejszych ognisk, przy których tłoczyli się rodziny, grupy znajomych oraz pary kochanków – tych ostatnich zdawało się przybyć tego dnia do Doliny najwięcej.
Pieczę nad bezpieczeństwem uroczystości trzymali członkowie Brygady Uderzeniowej oraz Biura Aurorów, którzy patrolowali sabat zarówno z ziemi, jak i powietrza. Na drzewach wokół polany zawieszono lampiony (smutna to wieść dla kochanków, którzy by skryć się przed ciekawskimi oczami wymykać musieli się nieco bardziej w głąb kniei) oraz oznaczono dodatkowe ścieżki, które w razie niebezpieczeństwa służyć miały za drogę ewakuacyjną.
W najlepsze trwała celebracja miłości, życia i wiosny.
Wszystko będzie dobrze, tylko
nie patrzcie w ogień.