Oparta na konflikcie frakcji gra inspirowana HP. Z dużą ilością fabularnych rodzin, oryginalnych ras i genetyk. Bez „limitów” na umiejętności - każda postać wybiera z tej samej puli. Fabuła osadzona jest w latach 70. Grywalna przestrzeń to Londyn oraz dwie czarodziejskie wioski - Little Hangleton i Dolina Godryka, w których znajdują się siedziby dwóch głównych organizacji fabularnych. Jeżeli jesteś zainteresowany grą, zachęcamy do odwiedzenia poniższych linków:
Tak nam pisali jeszcze w tym kwartale: „czarodzieje, po długiej, mroźnej i przytłaczającej mrokiem zimie, przyszedł czas na chwilę oddechu. W czasach grozy i pogardy nie wstydźcie się poszukiwać stabilności, jaką można odnaleźć w obchodach równonocy wiosennej. Żaden wieszcz nie zapowiedział na te obchody niczego, co miałoby ten dzień zniszczyć. Najwyraźniej nawet najbardziej plugawe jednostki potrzebowały się zatrzymać. Być może przygotowują się do czegoś, co wkrótce przywróci wiszące nad nami widmo niebezpieczeństwa, ale to jeszcze nie dzisiaj. Dzisiaj celebrujmy to, że przyroda znów budzi się do życia. Obudźmy się ze snu zimowego. Podziwiajmy wierzby otrzepujące się z wiosennej mżawki, zachwycajmy świergotem ptaków i pochylmy nad grzędami. Oto Ostara - święto, które możemy uznać za symbol nowego początku”.
Niestety wszystko ma swój koniec.
Spokojna Ostara połączona z wieloma cichymi tygodniami sprawiła, że czarodzieje opuścili gardę. Narastająca w nich nadzieja na normalność była jednak zgubna - to nie był koniec wojny, lecz ledwie jej początek. Ukryta gdzieś głęboko w czeluściach ich serc, świadomość tego, że w kraju nie działo się dobrze, przypomniała o sobie 26 kwietnia. Śmierciożercy napadli wtedy na nietypowe miejsce - domostwo rodziny Shafiq, skąd został wykradziony nietypowy artefakt. Do czego zamierzali go wykorzystać? Wciąż pozostawało to zagadką, którą próbowano rozwiązać pomiędzy przygotowaniami do zbliżającego się Beltane.
W Dolinie Godryka od świtu panowało spore zamieszanie; w sennym zazwyczaj miasteczku zaczęli zjawiać się czarodzieje z całej Wielkiej Brytanii. Przylatywali na miotłach, przyjeżdżali w najwymyślniejszych pojazdach, lądowali na miękkiej trawie ściskając kurczowo świstokliki, czy wreszcie pojawiali się w kłębach dymu w kominkach podłączonych do sieci Fiuu. Odziani w mniej lub bardziej tradycyjne szaty podążali całymi procesjami w stronę Kniei Godryka, gąszczu oblanego świeżą zielenią, gdzie szum wiatru łączył się z ptaszęcymi trelami w miłej dla ucha harmonii. Nietrudno było odnaleźć właściwą drogę – do samego serca lasu prowadziła oświetlona lampionami ścieżka, przyozdobiona także kolorowymi wstążkami, gałązkami głogu, a także niezliczoną ilością kwiatów, porastających łąki wokół Doliny. Wreszcie, po dość długiej, lecz niezwykle przyjemnej wędrówce, ich oczom ukazywały się głazy z wyrytymi nań runami; milczący strażnicy polany spowitej w złocistym blasku poranka, gdzie miały obywać się uroczystości. Zaklętego miejsca sabatów, ukrytego przed oczami mugoli.
W samym jej centrum znajdowało się ognisko – największe palenisko, którego rozedrgane płomienie sięgały wysokości kilku metrów. Wokół niego rozstawiono liczne stragany i wozy, wielobarwne stoiska, na których znaleźć można było wszystko; od jedzenia i alkoholu, przez biżuterię, zabawki i inne magiczne przedmioty, po gry i wróżby. Nie ulegało wątpliwości, że każdy czarodziej, który tego dnia przybył do Doliny, znajdzie tu coś dla siebie. Wszystkie stoiska zostały odgrodzone od siebie taśmą, zaś przejścia pomiędzy nimi były wystarczająco szerokie, aby uniknąć tłoku. Bliżej straganów z jedzeniem ustawiono także namioty, pod którymi znajdowały się podłużne stoły i ławki, przy których spożyć można było posiłki. Bliżej głównego ogniska znajdowały się natomiast słupy majowe – część z nich przystrojono wstęgami i girlandami z kwiatów, jednak na większości z nich dekoracje miały dopiero zawisnąć. Na polanie rozpalono także wiele pomniejszych ognisk, przy których tłoczyli się rodziny, grupy znajomych oraz pary kochanków – tych ostatnich zdawało się przybyć tego dnia do Doliny najwięcej.
Pieczę nad bezpieczeństwem uroczystości trzymali członkowie Brygady Uderzeniowej oraz Biura Aurorów, którzy patrolowali sabat zarówno z ziemi, jak i powietrza. Na drzewach wokół polany zawieszono lampiony (smutna to wieść dla kochanków, którzy by skryć się przed ciekawskimi oczami wymykać musieli się nieco bardziej w głąb kniei) oraz oznaczono dodatkowe ścieżki, które w razie niebezpieczeństwa służyć miały za drogę ewakuacyjną.
W najlepsze trwała celebracja miłości, życia i wiosny.
Polana Ognisk tętniła życiem. Słońce, które chyliło się ku zachodowi już od dłuższej chwili, teraz już całkowicie zniknęło za linią drzew. Zrobiło się ciemno. Tę ciemność przecinał co prawda blask ognisk i rozwieszonych lampionów, ale mrok okalał już niemal całkowicie przestrzeń pomiędzy drzewami i bardziej oddalone polany, na których czarodzieje świętowali z dala od wścibskich spojrzeń. Z nieba, odbitym światłem mrugała do nich Matka, zwana nie bez powodu Panią Księżyca. Było spokojnie. Ten spokój był zmącony wyłącznie przez sporadyczne powiewy chłodnego wiatru, ale i one ustały wraz z nadejściem nocy.
Las nie wydawał żadnych dźwięków. Noce takie jak ta były niepokojące, ale nie dla was - szum liści i tak byłby jedynie tłem dla śmiechów, muzyki i płonącego drewna. Wręcz przeciwnie - upojeni kadzidłami i magią coraz mocniej czuliście wybijany przez Macmillanów na bębnach rytm. Jedno uderzenie - krok, a później dwa. I znowu jeden. Coraz więcej czarownic kołysało się do melodii granej ku czci Matki i w pierwszej chwili niewielu dostrzegło pierwszy znak mówiący: coś jest nie tak.
Pięć katalizatorów - pięć żywiołów - cztery z nich rozmieszczone w dobrych miejscach rozbłysły jasnym światłem, które przebiło się przez ziemię i krzewy tak, jakby były złożone z kompletnie innej materii, jakby to było normalne, że prześwituje przez nie czerwony, tętniący blask. Piąty, ułożony nieco zbyt krzywo, narobił nieco więcej widowiska - wokół podłoża zatańczyło kilka niebezpiecznych smug, które uderzyły pijącą nieopodal wino wiedźmę. Kobieta pisnęła, kiedy struga czystej magii otarła się o jej ciało, zostawiając na nim silne rozcięcie, a jeden z Macmillanów zgubił rytm uderzania w bębny. Jeszcze przez chwilę chciał do niego wrócić, rozglądał się po swojej rodzinie, po innych muzykach, ale coraz więcej osób zaprzestawało gry, a wy wychodziliście z transu.
Pięć katalizatorów - pięć linii łączących je w koło. Zebrani powoli zaczynali rozumieć to, w co się wpakowali - wpadali właśnie w jakąś zasadzkę. Kiedy Macmillan uderzył w bęben ostatni raz, niemal każdy o zdrowych zmysłach zerwał się do panicznej ucieczki. Kilku osobom udało się jeszcze teleportować, ale większość, aby to zrobić, musiała uciec głębiej w knieję, pomiędzy stare dęby. Części nie udało się teleportować nigdy - zagubili się gdzieś w gęstwinie, nie dotarli nawet do Doliny Godryka. Znaleźli się tacy, których odnajdą jutro. Znaleźli się jednak i tacy, po których słuch już na zawsze zaginął.
Kamień wciąż kręcił się wokół ogniska, nie reagując na zaklęcie. Kręcił się i kręcił, coraz szybciej, a wokół was zerwał się płynący od tego małego ogniska wiatr. Nie był to wiatr zdolny do powalenia kogoś, ale mogliście wyczuć, że coś się dzieje. W miejscach, po których przetoczył się kreśląc po piasku wielki okrąg, zaczynało pokazywać się płynące spod ziemi, niebieskie światło. Zdawał się ryć w ziemi jakąś bramę, która prowadziła... dokąd?
- Myśleliście, że możecie coś zmienić? Niech to będzie waszym dowodem, jak wiele czarodzieje potrafią osiągnąć. Nie ma żadnego powodu, abyśmy żyli w ukryciu! – Jego kruczoczarna szata załopotała na wietrze wydobywającym się ze szczeliny. – Kiedy zapytają was, kto był w stanie zatrzeć granicę pomiędzy światem żywych i umarłych, to zapamiętajcie moje imię – jam jest Lord Voldemort!
Niebieska błyskawica uderzyła w pobliżu was, jeszcze szybciej naprowadzając Atreusa na dobrą ścieżkę. Powoli, lecz zbliżałeś się do celu – do tego bałaganu obrazów i myśli, do swoich przyjaciół walczących z błękitnymi widmami, do dwójki Śmierciożerców wpatrujących się w to ognisko jak zaklęci, do... Lorda Voldemorta, przemawiającego do waszej czwórki z obłędem, ale i fascynacją w oczach. Cokolwiek się tutaj działo, nie skończyło się wcale, to wyglądało jak początek przeobrażania się tego wszechświata w ruinę.
- Przyłączcie się do nas, podążajcie z nami ścieżką MOCY.
~ ✶ ~
Na Secrets of London kresu dobiegło największe w jego historii, wielowątkowe wydarzenie. Z tego powodu pojawiła się rozpiska nowych, mniejszych i większych wydarzeń majowych i letnich. Serdecznie zapraszamy do zapoznania się z naszymi planami na dalszą fabułę. To idealny czas na dołączenie do gry, jeżeli chcecie załapać się na wydarzenia z zapisami.
Co właściwie wydarzyło się podczas Beltane? Czy została zachwiana jakaś granica światów? Londyn stawał się coraz bardziej niespokojny, a natura reagowała na to wszystko coraz większą agresją.
Ministra puściła szybko poręcz schodów. Przygryzła dolną wargę, próbując przetrawić to, co przed chwilą powiedział do niej jej wiceminister. Mężczyzna naprężył się jak nigdy, zacisnął mocno maleńką piąstkę i machnął nią, jakby się kobiecie chciał zacząć wygrażać.
- Nie, to nie był żart - potwierdził, wyjątkowo już zirytowany - mugole zjeżdżają się do Doliny, bo przekazują sobie informacje o nietypowej anomalii, którą dostrzegają tylko oni.
Na krótki moment zapadła pomiędzy nimi cisza. Ministra nie ruszyła się z miejsca. Stała wciąż kilka stopni nad nim, ale zadarty do tej pory podbródek opadał coraz niżej.
- I co oni takiego dostrzegają, czego my nie dostrzegamy?
- Niebo, Eugenio. Widzą na niebie jednocześnie słońce i księżyc. Zaburzył się ich cykl dnia i nocy.
Eugenia odetchnęła ciężko. Iluż z nich musiało myśleć, że oszaleli, przecież żaden mugol nie wiedziałby, jak w takiej sytuacji postępować. Spodziewała się paniki, a nie zjeżdżania się do Doliny, przecież takie zjawiska były z punktu widzenia ich nauki całkowicie niewytłumaczalne.
- Ta rozmowa musi przenieść się do mojego gabinetu - zakomunikowała, widząc, jak zbliża się do nich gromada mężczyzn zmierzających w stronę windy. - Proszę za mną.
~ ✶ ~
U nas nadeszło już oficjalnie lato. Szkoda, że wielu czarodziejów nie odczuwa jego ciepła, bo ogniska Beltane wyssały z nich energię życiową i... Nie, nie mamy czasu na to, żeby ci to wytłumaczyć. Czy widzisz te plakaty? My chyba... Nie powinno nas tutaj być.
UWAGA CZARODZIEJE! PONIŻSZE INFORMACJE SĄ KLUCZOWE DLA WASZEGO BEZPIECZEŃSTWA! Od incydentów majowych minęło już kilkanaście dni, a Knieja Godryka wciąż pozostaje niebezpieczna. Ministerstwo ogłasza zakaz wstępu do Kniei osobom nieupoważnionym przez Brygadę Uderzeniową. Mieszkańców Doliny prosimy o zachowanie czujności i zabezpieczenie wejść do swoich mieszkań. Potwierdzono, że istoty, które nawidziły Knieję, nie zbliżają się do siedzib ludzkich. Radzimy jednak zachowanie czujności i niewychodzenie po zmroku jeżeli nie jest to konieczne. Jeżeli w nocy usłyszycie jakieś dźwięki lub zobaczycie niezidentyfikowaną postać stojącą w oddali, nie wchodźcie z nią w interakcję.
W Dolinie Godryka dzieją się coraz dziwniejsze rzeczy. Przedziwne widma nawiedzają jej mieszkańców i pozbawiły życia już dwie osoby, a mieszkający tam mugole doświadczają przedziwnych omamów...
Po intensywnym Beltane, czarodzieje Londynu potrzebowali spokoju, ale tegoroczne lato przyniosło im jeszcze więcej powodów do niepokoju. Wiedzieliście, że kowenem Whitecroft nie dowodzi już małżeństwo Macmillanów? Isobell została zamknięta w Lecznicy Dusz po nieszczęsnej Lithcie, podczas której próbowała zamordować jedną z wyznawczyń w imię... czego właściwie? Poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, jak wielkie znaczenie dla bezpieczeństwa Anglii mają sztuka nekromancji i Szczelina na Polanie Ognisk trwają, ale są to poszukiwania mozolne. Dni mijają, powoli zaczynają zamieniać się w tygodnie... Ciepłe miesiące dobiegają końca, zimne noce rozświetla ogień tlący się w kominkach domostw. Wszyscy byli coraz bardziej świadomi zagadek skrywanych przed nimi za grubymi murami instytucji, do których nie mieli dostępu.
Ogień jest zdradliwy. Lubi wymykać się spod kontroli i ukazywać wszystkim swoją nieokiełznaną formę. Jest symbolem tego, że zniszczenie i odnowa idą razem ramię w ramię niczym dwoje starych przyjaciół. Tam, gdzie tej jesieni pojawili się Śmierciożercy, jego języki strawiły bezpieczeństwo i nadzieję, ale wśród popiołów zaczyna rozkwitać nowe życie. Przyszli bez ostrzeżenia, zbierając to, co znali - domy, wspomnienia i stary porządek, w którym tak często zapominano, że w Londynie trwa wojna.
Po ogrodzie, którym opiekuje się rodzina Lestrange, zaczynają rozprzestrzeniać się czarne róże. Ich smoliste pąki wyrastają zarówno wzdłuż żwirowych ścieżek, jak i w rozarium, gdzie zdają się dominować nad innymi odmianami róż. Rozplatają swoje cierniowe pędy po murach oranżerii, a ich czerń kontrastuje z subtelnymi zdobieniami art nouveau, tworząc niepokojącą, choć urzekającą harmonię. Nawet altana, dotąd skryta w romantycznym cieniu winorośli, została opleciona przez te mroczne kwiaty, których intensywny zapach unosi się w powietrzu, przypominając woń wilgotnej po deszczu ziemi. Na północy, wokół dębu z huśtawką, róże wiją się po pniu, jakby pragnęły sięgnąć samej korony drzewa, a lilie wodne w stawie otoczone są ich czarnymi odblaskami na lustrzanej tafli wody. Nawet elfy, dotąd niezmiennie obecne w ogrodzie, wydają się ostrożniejsze, poruszając się między gęstwiną cierni, jakby wyczuwały w tych kwiatach coś, co wymyka się zrozumieniu. Choć ogród wciąż zachwyca, to jego piękno nabrało nowego, mrocznego odcienia, który niepokoi wszystkich, którzy mają odwagę go odwiedzić.
~ ✶ ~
Mirabella Abbott zastukała swoim piórem o kartkę, w którą zwykła wycierać nadmierną ilość tuszu przy pisaniu kolejnych listów i westchnęła głęboko. Ciemność, jaka niespodziewanie spowiła jej mieszkanie, zmusiła ją do rozpalenia na biurku kilku świec, a zrywająca się wichura uniemożliwiła dalsze pisanie przed zamknięciem trzeszczącej okiennicy. Zbliżyła się do niej i nim to zrobiła, wyjrzała za kamienny parapet i uważnie zbadała to, co działo się na zewnątrz. Stojące na ulicy dzieci łapały coś do rąk. Deszcz? Zapowiadało się na ulewę, chociaż nie zwiastowała ich żadna z prognoz, jakie czytała. Musiała się więc pospieszyć - być może obfite opady pokrzyżują jej plany względem porastających ziemię, czarnych roślin. Trzasnęła nią więc, wróciła do swojego biurka, znów umoczyła pióro w atramencie i zamarła, kiedy z ulicy dobiegł ją przerażający, rozdzierający płuca krzyk. Pospiesznie wróciła do okiennicy, ale tym razem rozsądnie skrywała się za firaną. Zza mlecznobiałej zasłony dostrzegła pierwsze iskry trawiącego Londyn ognia.
Nastała Spalona Noc, żar gniewu i szaleństwa miał spopielić wrogów Lorda Voldemorta, a jego imię miało nieść nic innego jak strach - stało się słowem tabu, którego nie mógł wypowiadać nikt, kto nie chciał sprowadzić na siebie jego gniewu.
Niepokojącą, gęstą ciszę przerwały pierwsze krzyki przerażenia, a kilka minut później stolicę Anglii owiał smród spalenizny. Gęste, czarne kłęby dymu zasnuły i otuliły Londyn, zawisły nad nim jak zły omen, z czasem powoli opadając na brukowane ulice. Ostry, nieprzyjemny zapach wdzierał się w nozdrza i gardło, zmuszając wychodzących z domu czarodziejów do zakrywania ust. Oczy piekły z bólu, na ubraniach pojawiła się brudna, niedająca się wyczyścić sadza. Następnego dnia wschodzące słońce nie oświetliło Londynu swoim blaskiem. Zupełnie tak, jakby nowy dzień nigdy miał nie nadejść, a nad magicznym światem miała zapaść wieczna ciemność. Rozpoczął się jak dotąd największy atak Śmierciożerców, którego konsekwencje miały nieść się echem jeszcze przez wiele dni, tygodni, miesięcy, może nawet lat - nikt przecież nie wiedział czym dokładnie był popiół, który przyklejał się do budynków, szat, palców, ust. Czarodzieje i mugole przez kilka długich godzin mimowolnie wdychali go, próbując ratować swoje życia. Czy miało to kiedyś odbić się na ich zdrowiu?
Najgorszy wciąż pozostawał jednak ogień.
Mówiono, że trawił wszystko i wszystkich, ale to nie była do końca prawda - oszczędzono niektóre domy, z niektórych kamienic czarodzieje wyszli właściwie bez szwanku, chociaż sytuacja wyglądała bardzo dramatycznie. Wzmożyło to podejrzliwość względem kompletnie nieposzkodowanych sąsiadów, bo jak to - jednych sięgnął ogień, do innych zapukali Śmierciożercy, a do tych co? Jak miałeś nie zmarszczyć brwi, kiedy współczuli ci z całego serca, a sami mimo tak wielkich zniszczeń, nie stracili nic... a przecież nad ich głowami również zawisł Ich symbol. Symbol Śmierciożerców. Jaśniała tam zielona, trupia czaszka z językiem węża, pozostawiana zawsze tam, gdzie wkraczali. Tam, gdzie odbierali ludziom ich ostatnie tchnienie.
Może nie jesteśmy najlepsi w pisaniu newsów na Edenie, ale żyjemy i mamy się dobrze!
Zapraszamy na nasze spokojne forum z niespokojną fabułą. Poznaj Sekrety Londynu
Czarodzieje Londynu mierzą się z wyzwaniami jesieni, która rozpoczyna się przerażającą, pełną śmierci Spaloną Nocą. Jej ciężar na moment odsuwa na dalszy plan śledztwa w sprawie tajemnic, jakie kryje miasto.