Nadszedł fabularny maj.
W nocy, z 30 kwietnia na 1 maja na świecie zaszły wielkie zmiany - zmiany, których nikt z żyjących, ani czarodziej, ani mugol, nie potrafiłby sobie wcześniej nawet wyobrazić. Wszystkich około godziny drugiej nad ranem obudził przerażający pisk; pękały szyby, zwierzęta skomlały i zachowywały się skrajnie irracjonalnie. Krzyk niemowląt niósł się upiorną melodią, a większość czarodziejów odczuła przeszywający na wskroś ból głowy uniemożliwiający zebranie myśli. Dokuczały obfite krwotoki z nosa, epilepsji, poczucie potężnego osłabienia; kobiety z serpentyną doświadczyły niewyobrażalnego ataku. Większość z powodu nadmiaru bodźców została unieruchomiona na kilka długich godzin, na przemian tracąc przytomność i ją odzyskując. Część czarodziejów spotkała do tego niekontrolowana teleportacja. Nad ranem budzili się w nieznanych miejscach rozsianych po całej Wielkiej Brytanii. Byli ciężko ranni.
Wszyscy mogli nabrać wrażenia, że stało się coś złego - nocne powietrze przeszywała bardzo czarna magia.
W tym samym momencie mugole oraz charłacy odczuli paraliżujący ból, który opanował całe ich ciała. Przez kilka chwil na zmianę zalewały ich fale chłodu i gorąca, a potem... potem wypełniła ich niezwykła siła. Wokół niemagicznych zaczęły dziać się przedziwne rzeczy: przedmioty lewitowały, doniczkowe rośliny znikąd więdły, a domowe sprzęty rozregulowywały się i wybuchały. Istnienie magii przestało być dla nich tajemnicą, oni także zdawali się nią - choć w sposób niekontrolowany i niebezpieczny - władać.
Skutki wybuchu nie ominęły także dzieci - ich zdolności magiczne zaczęły objawiać się znacznie częściej, znacznie intensywniej. Niepanujący nad magią najmłodsi zagrażali swojemu otoczeniu.
W magicznym świecie zapanował skrajny chaos. Od dnia 1 maja magia stała się nadzwyczaj kapryśna, a różdżki niekiedy przestawały słuchać swoich właścicieli. Nikt poza Gwardzistami Zakonu Feniksa nie mógł wiedzieć, co było przyczyną zaistniałej katastrofy, a oni przysięgli milczeć.
Ten niespodziewany wybuch magii w brutalny sposób odbił się na krajobrazie. W typowo magicznych miejscach zadziały się dziwne rzeczy - czasem przestały obowiązywać tam prawa fizyki, czasem szalały tam żywioły, czyniąc te okolice niebezpiecznymi i niedostępnymi. Większość podejmowanych prób doprowadzenia tego do porządku spełzała jednak na niczym.
Ministerstwo zdawało się oszaleć. Coraz częściej krążyły plotki, że Wilhelmina Tuft postradała zmysły. Zachowywała się, jakby... jakby ktoś zdjął z niej zaklęcie, które od dawna kierowało jej ruchami. Pogłoski na temat stanu jej psychicznego zdrowia były na ustach Brytyjczyków wyłącznie przez tydzień; 3 maja z rana Wilhelmina wybiegła ze swojego gabinetu, krzycząc, że druzgotki szpiegują jej poczynania i przyniosą zagładę całemu światu. W przekonaniu, że jej asystent jest wysłannikiem tych niecnych stworzeń, zamordowała go zaklęciem Avada Kedavra na oczach wielu czarodziejów znajdujących się wtedy w Ministerstwie. Wilhelmina Tuft, pełniąca do tej pory funkcję Ministra Magii, trafiła do Azkabanu.
Na stanowisko Ministra chwilowo powołano jej syna, Ignacego Tufta, który od dawna lśnił na scenie politycznej i zachwycał bystrym umysłem. Jednak jako że pierwszą obietnicą mężczyzny było wszczęcie programu hodowania i udomawiania dementorów, łatwo było się domyślić, że jego rządy nie potrwają długo.
Po jednogłośnym ustaleniu, że większość zmian zaprowadzonych przez Wilhelminę była konsekwencją jej szaleństwa, Ministerstwo podjęło wszelkie starania, aby naprawić wszystko, co Tuft zdołała zniszczyć. Bezzwłocznie anulowano majowe plany dawnej Minister - wycofano się z planów wyburzenia najznamienitszych londyńskich budowli. Z ujawnienia magii mugolom nie zrezygnowano wyłącznie dlatego, że było już za późno - czarodziejskie anomalie dotknęły także osób niemagicznych. Wskrzeszono stanowisko amnezjatorów i rozpoczęto natychmiastową rekrutację; wierzono, że gdy chaos dobiegnie końca, uda się sprawić, aby mugole zapomnieli o istnieniu czarów. Ponadto szybko odwołano decyzję o wyjściu z Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów MKCz. Ostatecznie rozwiało to plotki o rozwiązaniu Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów - teraz współpraca z pozostałymi krajami Konfederacji była bardziej potrzebna niż kiedykolwiek dotąd. Długo toczyły się spory dotyczące przyszłości Antymugolskiej Policji. W konsekwencji zmieniła swoją nazwę na bardziej dyplomatyczną: rola Oddziału Kontroli Magicznej pozostawała jednak podobna, ich zadaniem stało się wyłapywanie mugoli, dzieci, a czasem także nawet dorosłych czarodziejów, którzy nie panowali nad swoją magią i stanowili zagrożenie. Jako że pracownikami Oddziału w większości zostali byli antymugolscy policjanci, represje osób o nieczystej krwi i pochodzeniu mugolskim pozostały na porządku dziennym. Teraz jednak takie działania nie miały już otwartego poparcia Ministerstwa. Zadaniem Oddziału Kontroli Magicznej stały się także próby ustabilizowania rozedrganej, niekontrolowanej magii - wszystkie z nich okazały się na tyle nieudolne, że znów krążyły pogłoski o tym, jakoby Ministerstwo wcale nie chciało opanować sytuacji.
Departament Kontroli Magicznej nie powrócił do dawnej nazwy, ale znów powołano do życia Wydział Amnezjatorów. Wierzono, że gdy zagrożenie i chaos zostaną zażegnane, uda się wyczyścić pamięć wszystkim mugolom i w ten sposób wrócić do starego porządku.
O Gellercie Grindelwaldzie przepadł słuch. Jeszcze 30 kwietnia był widziany przez nauczycieli w swoim gabinecie w Hogwarcie, a potem zniknął. Bez śladu. Na stanowisko dyrektora Hogwartu znów został powołany Armando Dippet - wiekowy już były profesor transmutacji. Szybko rozpoczął pracę nad przyprowadzeniem dawnego ładu w szkole; czarna magia znów została w niej zabroniona. Hogwart na powrót stał się bezpiecznym miejscem. Nie zatrzymało to jednak plotek krążących na temat Grindelwalda - mało kto uznawał go za zmarłego, pojawiały się liczne teorie dotyczące jego aktualnego miejsca pobytu.
Zniknięcie Grindelwalda i nieznaczne polepszenie sytuacji w Ministerstwie nie oznaczało jednak, że Rycerze Walpurgii oraz Zakon Feniksa mogli spocząć na laurach.
Gwardii Zakonu towarzyszyła świadomość, że to podjęta przez nich decyzja sprowadziła katastrofę - to właśnie otwarcie skrzyni Grindelwalda spowodowało wybuch niosący za sobą chaos i zniszczenie. Nawet jeśli to za ich przyczyną czarnoksiężnik bezpowrotnie (czy na pewno?) zniknął, straty, jakie to przyniosło, były wielkie. Bathilda Bagshot - najpewniej próbując zadbać o morale członków organizacji - nie pozwoliła Gwardzistom przekazać reszcie Zakonników, że to oni byli przyczyną majowego wybuchu, przynajmniej nie do czasu, kiedy sytuacja się wyjaśni; podała im jednak sposób na to, jak ustabilizować rozszalałą magię.
Także Czarny Pan nie spodziewał się takiego obrotu spraw; wszedł jednak w posiadanie wiedzy, która nie śniła się nawet największym specjalistom od najmroczniejszych czarów. Przyczyną chaosu na świecie były niekontrolowane siły czarnej magii - Czarny Pan nauczał więc swoich popleczników, jak ustabilizować chaos, a jednocześnie wyciągnąć jak najwięcej mocy z otaczającej ich ciemności.
Czarodzieje niemający pojęcia na temat żadnej z organizacji także zaczęli podejmować próby opanowania tragicznej sytuacji - w obliczu nieudolności Ministerstwa ktoś musiał się tym zająć. Oddział Kontroli Magicznej konsekwentnie tępił wszystkich, którzy próbowali na własną rękę temu zaradzić. Oficjalnie ogłoszono stanowisko, że samozwańczy ratownicy magii mają zbyt niejasne intencje, a Ministerstwo chce zapobiec jeszcze większej katastrofie. Stało się to nielegalne; każda próba stabilizacji magii pomimo zakazu kończyła się zaaresztowaniem w Tower i przypięciem łatki groźnego kryminalisty.
Czarodzieje pragnący naprawić oszalały od magii świat zaczęli więc wychodzić na ulice nocą...